Jeden jest z zawodu muzykiem, drugi – kosmetologiem. Z miłości do amerykańskich i angielskich słodyczy założyli handlujący nimi sklep internetowy. Okazało się, że ich gusty podziela całkiem sporo Polaków.
Anglosasi mają zupełnie inne podejście do słodyczy niż przedstawiciele kontynentalnej Europy. W Niemczech, Francji czy w Polsce silne marki na tym rynku to takie, które kojarzą się przede wszystkim z luksusem, pewną elitarnością, elegancją i wysmakowaniem. Ma być słodko i ekskluzywnie. A w Stanach Zjednoczonych? Przede wszystkim swojsko i zabawnie.
Przykłady? Najlepszy to chyba Bertie Bott’s, czyli fasolki wszystkich smaków. Te drobne, wielokolorowe draże znane są każdemu, kto czytał książki lub oglądał filmy z Harrym Potterem. Podobnie jest z czekoladową żabą koncernu Jelly Belly, również niemal żywcem wyjętą z przygód Pottera. A do tego Angry Birds Fruit Snacks Mini, czyli żelki owocowe o kształtach postaci ze znanej gry komputerowej, czy Warheads Mini – jak czytamy w opisie – ekstremalnie kwaśne cukierki powodujące deformację twarzy... Anglosaskie słodycze są naprawdę inne.
– I moim zdaniem najlepsze. Nikt nie robi takich słodyczy jak Amerykanie. Uwielbiam je – przyznaje Jakub Bojko, który razem z Pawłem Walczakiem jest założycielem, szefem i jednocześnie pracownikiem warszawskiego sklepu internetowego cossłodkiego.com.pl.
Obaj ponad dwa lata temu połączyli swoje zamiłowanie do anglosaskich słodyczy z faktem, że w Polsce ich nie ma albo są bardzo trudno dostępne. Zakładali przy tym, że podobnych do nich wielbicieli amerykańskich fasolek wszystkich smaków jest nad Wisłą znacznie więcej, więc po prostu trzeba je im zapewnić. Postanowili, że założą sklep internetowy. Głównym szefem i jednocześnie pracownikiem został Jakub Bojko. Paweł Walczak wspierał kolegę, nie rezygnując na razie z dotychczasowej pracy kosmetologa.
– Choć mam wielu znajomych programistów i grafików, jak najwięcej chciałem zrobić sam – wspomina Jakub Bojko. On, muzyk z zawodu, spędzał więc wiele godzin przed ekranem komputera, szukając m.in. oprogramowania do prowadzenia sklepu internetowego.
– Na początku korzystaliśmy z oprogramowania spółki Home, potem przeszliśmy na system IAI-Shop.com – mówi Jakub Bojko. – Zakochałem się również w Photoshopie. Siedziałem po nocach przed komputerem, szlifując detale graficzne strony sklepu, a przy okazji poznawałem ogromne możliwości tego programu.
Kluczowe było też znalezienie dostawców towaru. Pomysłodawcy cosslodkiego.com.pl tygodniami mejlowali i wydzwaniali do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu hurtowni ze słodyczami, która byłaby zainteresowana wysyłką początkowo niewielkich partii towaru do Polski. I kiedy w końcu wydawało się, że takową znaleźli, sklep wystartował. Było to mniej więcej po pół roku przygotowań.
– Pamiętam nasze pierwsze zamówienie. W połowie marca 2012 roku pewien klient zamówił 40 Butterfingerów Nestlé, płacąc za nie w sumie 180 złotych – mówi Jakub Bojko.
Sukces nie przyszedł jednak od razu. W 2012 roku cosslodkiego.com.pl na pewno nie był jeszcze dobrze naoliwioną maszynką do zarabiania pieniędzy.
– Latem mieliśmy chwile zwątpienia. Klientów było tyle co kot napłakał – wspomina Jakub Bojko. Konieczna stała się reklama słodkiego biznesu. Ale jaka, skoro funduszy na nią prawie nie było? Marketing szeptany nie wystarczał. Założyciele sklepu wpadli więc na pomysł, by skorzystać z serwisów oferujących internautom kody rabatowe. To nie był zły pomysł. Biznes nabrał tempa. Ale nadal nie był to raj. I wtedy z pomocą przyszedł InPost.
– Sieć paczkomatów miała superofertę dla nas. Niemal za darmo, bo tylko za umieszczenie jej baneru na naszej stronie, rozesłała do klientów ze swojej bogatej bazy teleadresowej informacje o naszym sklepie – mówi Jakub Bojko.
Efekt był co najmniej przyzwoity. Coraz więcej klientów zaczęło kupować amerykańskie i angielskie żelki, czekolady, batony i cukierki. Ale wtedy pojawił się kolejny problem – tym razem z dostawcami zza oceanu.
– Zmienialiśmy ich często, bo nie traktowali nas poważnie. Zdarzało się, że przysyłali towar w uszkodzonych opakowaniach albo na granicy terminu przydatności do spożycia – wspomina Jakub Bojko.
A na coś takiego sklep nie mógł sobie pozwolić. Jak twierdzi jego twórca, sprzedawane słodycze w cosslodkiego.com.pl nie należą do najtańszych. W końcu jednak się udało. Solidnych dostawców znaleźli w Chicago.
– Amerykańska hurtownia nie tylko przysyła nam słodycze w idealnym stanie, ale także doradza, co moglibyśmy jeszcze sprzedawać. Współpracę z nami traktuje bardzo poważnie – dodaje Jakub Bojko.
Dziś w cosslodkiego.com.pl można znaleźć słodycze marek, które albo wycofano już z polskich sklepów, albo nigdy się w nich nie pojawiły, choć znane są na całym świecie. Wśród nich są m.in. Hershey’s, Reese’s, Twizzlers, Willy Wonka, Terry’s, Thorntons, Wrigley’s czy Storck.
Sklep uruchomił także sprzedaż „naziemną”. W wynajmowanym w Warszawie niewielkim magazynie firmy klienci mogą robić zakupy w realu. W ten sposób coslosdkiego.com.pl sprzedaje około 20 proc. towaru. Jakub Bojko sam zresztą nie zachęca do tej formy zakupów.
– Utrzymujemy nieduże stany magazynowe. Klient, który nas zaskoczy swoim oryginalnym zamówieniem, może nie zastać na półce towaru, którym jest zainteresowany – zaznacza.
E-commerce, co widać na przykładzie sklepu z nietypowymi słodyczami, to ciężka praca dla wytrwałych. Wszystkie czynności: przyjmowanie towaru, jego zamawianie, wysyłanie oraz obsługa strony WWW, wykonują właściciele. Coslodkiego.com.pl nie zatrudnia jeszcze dodatkowych pracowników.
– Zdarzało się, że pracowałem nawet po kilkanaście godzin dziennie– przyznaje Jakub Bojko.
Ciężka praca przynosi efekty. Cosslodkiego.com.pl w ubiegłym roku otrzymało nominację w kategorii „Strona roku” w prestiżowym konkursie „e-Commerce Polska Awards 2013”. Nieźle wyglądają też wyniki finansowe firmy.
– Miesięcznie nasze przychody oscylują między 50 a 60 tysięcy złotych. Rekordowe są w grudniu, wtedy dochodzą do 100 tysięcy – wyjaśnia Jakub Bojko.
Twórcy cosslodkiego.com.pl mają także pomysły na dalszy rozwój działalności. Rozważają m.in. otwarcie w kilku miastach Polski niewielkich stacjonarnych sklepów z angielskimi słodyczami. Na początek myślą o Warszawie i Krakowie.
Źródło: Pierwszy Milion
Aktualizacja: 07.10.2014